Nim zaczęła się historia
Jako pierwszy w okolicy jeziora Onega zjawił się lodowiec. Prąc na południe i ustępując na północ podczas kolejnych zlodowaceń rzeźbił północna krainę w podłużne żebra, niosąc skalne złomy rył głębokie koryta. W końcu zaczął cofać się na dobre, pozostawiając na pamiątkę setki półwyspów i szkierów, którymi usiane są północno-zachodnie brzegi Onega. Za cofającym się czołem lodowca podążali ludzie.
Kim byli pierwsi mieszkańcy Karelii? Skąd nadeszli przed 10 tysiącami lat? Tylko kamienie były świadkami ich przybycia, lecz uparcie milczą. Wiadomo, jak żyli – myśliwi i zbieracze, wędrowali podążając za stadami dzikich reniferów, które stanowiły podstawę ich egzystencji. Wraz z ociepleniem klimatu renifery odchodziły dalej na północ, ale myśliwi pozostali w swoich osadach, bo nad brzegami jeziora nietrudno było o ryby. To oni chowali swoich zmarłych na wyspie Olienij na jeziorze Onega, gdzie w pokładach wapienia natrafiono na liczące 9 tysięcy lat cmentarzysko.
Olenieostrowski mogilnik to ponad 140 grobów. Wszystkie bogato wyposażone w noże z łupka, przemienne groty, kościane harpuny i rytualne figurki ryte w renich rogach. Wszystkie szczodrze zasypane ochrą – czerwonym symbolem ognia, tak cennego w świecie mezolitu. Niektórzy spośród myśliwych zostali wyróżnieni przez swoją społeczność w szczególny sposób – w drogę w zaświaty ruszyli – jak nikt inny na świecie – na stojąco.
Od początku IV tysiąclecia p.n.e. z południa i wschodu ugrofinowie – przyprowadzając ze sobą udomowione zwierzęta, próbując w zimnym klimacie, na kamienistych glebach uprawiać rośliny. Nowi mieszkańcy Karelii stawali się coraz bardziej rolnikami i hodowcami, tak, by jakieś 3 tysiące lat temu na dobre wkroczyć w epokę brązu, a potem – żelaza. Co stało się z autochtonami? Jedni przypuszczają, że odeszli dalej na północ, a z czasem stali się Saamami, inni twierdzą, że po prostu zniknęli, wtapiając się w nowa społeczność.
Ugrofinowie przynieśli ze sobą Kulturę. Nie znamy ich mitów, nie wiemy, jakie pieśni śpiewali w swoich osadach, ale ich duchowość wykraczała znacznie poza potrzebę zaopatrzenia bliskich na drogę w zaświaty. Mieli swoich artystów, którzy próbowali przedstawić świat jaki widzieli – i w jaki wierzyli. Mając do dyspozycji niewiele materiałów, wybierali najtwardszy – wygładzone przez lodowiec skały do dziś opowiadają petroglifami o dawnych gospodarzach tej krainy.
Pierwsze rysunki wyryto w skałach pod koniec IV tysiąclecia p.n.e., najmłodsze pochodzą z początków II tysiąclecia p.n.e. Prehistoryczni artyści upodobali sobie dwa miejsca: skaliste brzegi rzeki Wyg w okolicach Bielomorska oraz wcinające się w jezioro Onega półwyspy Biesow Nos, Kladowiec, Gażyj czy Peri Nos. Te nad Onegą odkryto dla nauki w połowie XIX wieku, choć już wcześniej o 'diabelskich’ rysunkach wiedziano w pobliskim Muromskim Monastyrze, te nad Wygiem, w pobliżu miejscowości Wygostrow, dostrzeżono dopiero po II wojnie światowej. Do tej pory odnaleziono około 1200 rytów, ale badacze wciąż odkrywają nowe.
Petroglify różnią się znacząco wielkością – niektóre mają po 2-3 metry wysokości, inne nie przekraczają rozmiarem kartki papieru. Część to tylko wykropkowane kontury, inne zostały starannie wypełnione. Wszystkie przedstawienia są dość schematyczne – przedhistoryczny twórca nie czuł potrzeby fotograficznego odtwarzania świata, który go otaczał, przeciwnie – to symbolami i siłą ich tworzenia chciał zakląć rzeczywistość. Przedstawiano udane łowy, udaną obronę przed groźnymi zwierzętami czy obcym plemieniem. Ryto znaki obfitych połowów, topory i noże dzielnych wojowników, myśliwych ścigających na nartach łosie.
W skałach utrwalano też dużo bardziej złożone obrazy o mniej oczywistym znaczeniu. Na półwyspie Peri Nos znajduje się trójfiguralne przedstawienie znane wśród badaczy jako 'the crime and punishment of an evil frog’: bez wątpienia wyryto w skale łosia, najwyraźniej podąża za nim człowiek, lecz czym jest stworzenie po środku? Nie pies – bo za gruby, nie żółw – bo i skąd ugrofinowie mieliby wiedzieć jak zółw wygląda? I co ty robi topór, skoro na łosie nigdy z toporem nie polowano? Niektórzy badacze odwołują się do bardzo starego mitu znanego wśród Saamów: żaba-niszczycielka przy pomocy magicznego topora co wieczór zabija słońce, które przemierza niebo pod postacią łosia. W tej interpretacji kreatura po środku miałaby być żabą, a podążający za nią człowiek ściga ją, by pomścić słońce. Choć równie dobrze pradawny artysta mógł mieć na myśli bobra…
Bardzo charakterystyczna kompozycja znajduje się także po północnej stronie półwyspu Biesow Nos: przedstawia z profilu antropomorficzną postać z ogonem, najwyraźniej noszącą zwierzęca maskę, która trzyma w rękach symbole słońca i księżyca. Postać ta stoi na wężu – a raczej jedzie, bo przecież ściga uciekającego na zachód łosia. Badacze próbowali dopasować ten rysunek do rozpowszechnionego wśród pierwotnych ludów północy mitu o 'Kosmicznych łowach’, według którego na niebie nieustannie trwa polowanie – zwierzę będące uosobieniem zła, mroku i zimna bezlitośnie ściga słońce – często przedstawiane pod postacią łosia. Czemu jednak zagadkowy myśliwy miałby ścigać słońce – jednocześnie trzymając je w ręku? Bez wątpienia można tylko przyjąć, że musiał być to wielki, legendarny bohater, skoro był w stanie ujarzmić w ten sposób ciała niebieskie.
W pobliżu znajduje się również inny bardzo znany ryt – ogromny człowiek z kwadratową głową nad prostokątnym tułowiem, pokracznie stojący na ugiętych nogach, wyciąga na boki ręce, rozczapierza dłonie. Dokładnie przez środek przedziwnej postaci biegnie głęboka szczelina. Nic, tylko czart stróżuje przy wejściu do piekieł! Skojarzenie tym bardziej uzasadnione, że dziwne rysunki, których powstania nie pamiętają nawet najstarsi śpiewacy bylin, musiały być dziełem piekielnych mocy. Nie dziw więc, że półwysep ten nazwano Biesow – Biesim.
W I tysiącleciu p.n.e. plemiona północne zaczęły się różnicować, budować odrębne kultury. Ci, którzy od wieków siedzieli na północy zaczęli nazywać się Saamami, ugrofinowie podzielili się na Karelów i Wespów. Już nie ryli w nabrzeżnych skałach znaków swoich wierzeń – by oddać cześć temu, co ponad-rzeczywiste zaczęli wznosić potężniejsze symbole.
Saamowie zaczęli wznosić seida – 'święte kamienie’ – do złudzenia przypominające megalityczne dolmeny ludów celtyckich: czasem na kilku mniejszych wspierali ogromny głaz narzutowy, czasem dookoła większego głazu dokładali kolejne, póki nie przypominały ludzkiej sylwetki, albo też oddawali cześć skałom, które sama natura uformowała w niezwykłe kształty.
Kult świętych głazów był oczywisty – przecież przed laty wielki szaman – 'noid’ – czując, że zbliża się jego czas, pożegnał sie z synami i odszedł w góry – gdzie zamienił się w głaz. Odtąd seid uważany był za opiekuna rodu czy plemienia. Jeśli przypominał kształtem zwierzę czy ptaka, zapewniał pomyślność łowów i obfitość plonów, jeśli zaś przypominał człowieka – był miejscem kultu przodków. Aby zapewnić sobie przychylność kamiennych opiekunów, składano im ofiary – łby upolowanych zwierząt, skrzydła ptaków czy olej z wątroby złowionych ryb.
Najwięcej seida znajduje się na Wyspach Kuzowa, na Morzu Białym, tuż przy ujściu rzeki Kiem. Na niewielkich wyspach Niemieckiej i Rosyjskiej Kuzowej Saamowie zbudowali łącznie ponad 600 seida, tworząc niespotykane sanktuarium. Drugim miejscem świętym dawnych Saamów w Karelii musiała być góra Wottowaara, w obwodzie Muzerskim. Na wypłaszczeniu poniżej przełamanego trzęsieniem ziemi szczytu stoją setki seida – różnej wielkości, rożnych kształtów i barw. Zadziwiający ogrom pracy włożony w stworzenie niezwykłego krajobrazu.
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy powstawały seida, Saamowie układali również kamienne labirynty. Z niewielkich, nie przekraczających 30 cm kamieni tworzyli spiralne wzory o średnicy sięgającej od 5 do nawet 30 metrów. W pobliżu zazwyczaj układali również wyraźne sterty kamieni.
Labirynty po raz pierwszy opisali rosyjscy posłowie Wasilkow i Zwenigorodzski, którzy w 1592 roku podróżowali na półwysep Kola. Badania naukowe labiryntów podjęto w XIX wieku wraz z rozwojem nowoczesnej nauki – od tamtej pory zidentyfikowano ponad 150 takich wzorów, rozsianych na półwyspie Kola, wyspach Sołowieckich i białomorskim wybrzeżu Karelii. Czemu służyły? Jak w przypadku większości przedhistorycznych monumentów można jedynie przypuszczać. Jednak większość badaczy jest zgodna, że labirynty najpewniej służyły dawnym Saamom do odprawiania ceremonii magicznych – stanowiąc symbol pułapki, miejsca bez wyjścia. Co miały chwytać – dusze zmarłych, moce żywiołów? Tego raczej się nie dowiemy.