Kpt. Maciek donosi!

DSC_0042Dotarł do nas dziś w nocy mail z pokładu Barlovento. Maciek widać od samego początku sumiennie prowadzi dziennik, dzięki czemu możemy dowiedzieć się jeszcze więcej o tym jak wyglądała wymiana załóg oraz pierwszy dzień załogi etapu IV.

31 lipca

„Wymiana oleju zabrała więcej czasu niż się spodziewaliśmy. Jak na złość wiatr także uparł się nie wypuszczać jachtu z fiordów. Wyglądało na to, że Barlovento nie zdąży na wymianę załogi do Akureyri. Dobrze, że mamy na Islandii dwie duże terenówki. Krótka narada przez telefon, rzut okiem na mapę i ustalamy nowy port wymiany, o nazwie równie trudnej do zapamiętania co wymówienia. Taką przysłowiową dziurę na końcu świata.

Wszystko fajnie, ale jak zrobić zaopatrzenie na 22 dni w takim miejscu.. Postanawiamy podzielić załogę na trzy części. W sklepie w Akureyri zostawiamy team zakupowy z grubym plikiem banknotów (400 tysięcy koron to naprawdę niezły stosik) reszta jedzie z rzeczami na jacht. To tylko 150km ale tu wszyscy jeżdżą przepisowo więc zajmuje to dwie godziny. Wreszcie widzimy jacht. Stoi sam jeden samotny przy końcu nabrzeża małego rybackiego portu. Szybko witamy się z poprzednią załogą i… wysypujemy na keję ogromną stertę bagaży. Darek i Jacek terenówkami wracają po prowiant a my zabieramy się do pracy przy jachcie.

Naszym głównym zadaniem jest zainstalowanie ogrzewania Ebersprecher. Dostaliśmy je do firmy Auto+ tuż przed rozpoczęciem wyprawy i na montaż nie było już niestety czasu. Schemat wygląda dość zawile lecz dla naszych złotych rączek nie ma rzeczy niemożliwych. W tym roku mamy nowe talenty techniczne w ekipie. Do Marka, który jest złotą rączką od wszystkiego dołączył drugi Marek, dla odmiany elektronik. Jak dorwał się do lutownicy to zanim doszedł do tematu ogrzewania, zdążył jeszcze w międzyczasie doprowadzić sygnał z gpsa na nowa ukfke, naprawić światło w mesie i lampkę w oficerskiej 🙂  Poczułem się prawie niepotrzebny. Skoro nie zostawili mi już prawie nic do zrobienia to naprawiłem sobie klosz w kabinie i podpiąłem laptopa do stacjonarnego gpsa.

W tym czasie Ewa wyczarowała miejscowego speca od paliw. Pomógł jej zdobyć olej mineralny do silnika. Niestety tylko  4litry. To wszystko co mieli w okolicznej hurtowni. Za to zabrał także nasze kanistry i w ten sposób dociążyliśmy jacht 300 litrami zapasowej ropy i benzyny. Zrobiło się późno a naszych samochodów nie ma. W końcu przyjeżdżają wyładowane solidnie prowiantem. Niestety nie kupili wszystkiego bo zamknęli im sklep. Oddajemy samochody poprzedniej załodze, żegnamy się z nimi serdecznie i… bierzemy się do upychania tego wszystkiego w zakamarkach jachtu…..Skończyliśmy o 3 rano Zmieściło się!!!”

1 sierpnia

„Oj ciężko wstać. Otwieram leniwie oko, nasłuchuję… Nikt na jachcie się nie rusza… No to jeszcze pół godzinki drzemki…

Zebraliśmy się koło dziesiątej i natychmiast zabraliśmy do dalszej pracy. Markom zostało odpowietrzenie i zaizolowanie ogrzewania. Reszcie dokończenie zakupów i zatankowanie wody. Ruszyliśmy do sklepu, który mile zaskoczył nas cenami. Nie było może taniej niż w Bonusie ale nie było drogo. Wiecie jakie to śmieszne uczucie wejść i wykupić cały zapas ogórków konserwowych w sklepie  🙂 W końcu ze sklepu wyjechały 3 pełne wózki smakołyków, pozostało przejechać nimi półtora kilometra do jachtu. Dobrze, że asfaltem 🙂

W końcu mamy wszystko. Jedyny problem, że naszemu pokładowemu kasjerowi, Monice zostało ponad sześćdziesiąt tysięcy koron Islandzkich, które ani w Arktyce ani w Polsce nie mają zbyt dużej wartości. Co by tu z nim zrobić?? W miasteczku jest jeden sklep, który właśnie ogołociliśmy. Jedna stacja benzynowa na której nic nie ma. Jest tez jedna knajpa. Może tym tropem pójść… Pomysł rozbił się o drzwi z napisem „Close for summer”  Ech dziwny ten kraj. Przy okazji spaceru do baru znaleźliśmy za to bank 🙂  Tak w wiosce liczącej 501 mieszkańców znajduje się bank i poczta, w której nie tylko bez problemu wymieniliśmy pieniądze na korony norweskie lecz także zostaliśmy poczęstowani darmową kawą. Ciekawe kiedy Poczta Polska osiągnie ten poziom 🙂

Po powrocie na jacht czekała już na nas jajecznica z grzybami, które Ania nazbierała w okolicach wulkanu. Nieźle się zapowiada ten rejs. Wysoko postawiona poprzeczka…

Zanim opuściliśmy Islandię miałem jeszcze okazję obejrzeć wybuch gejzeru. Ten co prawda był zimny i werbalizował jakieś sentencje na K… Ale sięgał prawie do topu grotmasztu Barlovento. To Jacek próbował wystrzelić Darka w kosmos, zapominając, że w portowym przyłączu strażackiego hydrantu ciśnienie jest… hmmm… odrobinkę wyższe 🙂 Doctore przeżył. Jacek cudem tez 🙂

W końcu oddajemy sznurki i wymykamy się z portu. Wieje lekki wiaterek, więc po chwili pod pełnymi żaglami robimy ponad 7 węzłów. Witaj przygodo!!

Dopiero teraz czuję kilogramy przeniesionych baniaków z ropą i wychodzi zmęczenie ostatnich dni. Czas na drzemkę. Nim zawinąłem się w śpiwór kambuz zapytał czy mogą odpalić sobie agregat i prodiż. Co oni kombinują???

Ze snu wyrwał mnie cudowny zapach. Cos czego nie czułem nigdy wcześniej. Tylko co to jest??? Sprawcą okazały się bataty z kurczakiem duszone w prodiżu. A jak smakowały?? Cóż trzeba się było wybrać z nami…. żałujcie :)”