Przystanek w Holmavik…

DSC_0006„Poniedziałek wyszedł nam jakoś… mało żeglarski, za to bardzo wodny:

Północno-zachodnia Islandia nie obfituje ani w miasta, ani w dogodne porty. Więc kiedy na podstawie locji i przewodnika po wyspie zidentyfikowaliśmy w końcu miejscowość, w której 1) da się zaparkować Barlovento do nabrzeża 2) locja jasno informuje, ze da się zatankować wodę 3) przewodnik twierdził, ze znajduje się w niej basen – załoga była gotowa podnieść bunt, w wypadku gdyby kapitan odmówił zawinięcia do tego portu.

Na całe szczęście Misiek z własnej woli wytyczył routę na Holmavik – i niedługo po południu stanęliśmy wygodnie burtą do nabrzeża. W porcie tylko trzy niewielkie kutry rybackie i kilka motorówek. Pojawienie się masztów Barlovento wywołało – jak na miejscowe standardy – nielichą sensację: chyba każdy z mieszkańców Holmavik, który akurat przejeżdżał w okolicy portu przystawał, żeby przyjrzeć się naszemu jachtowi i przywitać z nami. A  że miejscowość liczy chyba z 80 domów – wydaje się, że poznaliśmy co najmniej połowę tutejszej populacji…

Liczne wizyty miały tę ogromną zaletę, że ledwie po kilku minutach wiedzieliśmy już, to, co dla nas dziś było najistotniejsze: ten szary dach, o tam, na lewo od portu – to basen! I jest tam sauna.! i tak, jest czynny – od 0900 aż do 2100..! Nie trzeba mówić, że Barlovento zostało sklarowane w ekspresowym tempie, a cala załoga stawiła się na burcie obładowana pakunkami – i poganiała Misia, żeby szybciej zamykał ten jacht – żeby w końcu można było udać się we wskazanym kierunku…

Kto nie był zmuszony obyć się bez prysznica przez dwa tygodnie (albo dłużej) ten nie zrozumie, jak wielką frajdę sprawia widok nieprzerwanych potoków słodkiej, cieplej wody lejącej się gdzieś spod sufitu..! Pod takim prysznicem można by spędzić wieczność – skoro nareszcie szampon pieni się na włosach a sól z wody nie szczypie w oczy…

Czyści i słodcy postanowiliśmy sprawdzić jak działa islandzki basen odkryty – pod zachmurzonym niebem, przy temperaturze powietrza rzędu 16-17 stopni Celsjusza. Byliśmy przekonaniu, że po formalnym zaliczeniu trzech długości (mocno krótkiego) basenu ten punkt programu zostanie odhaczony i udamy się na dalsze zwiedzanie. ale ku naszemu zaskoczeniu woda w basenie miała na pewno ponad 28 stopni.! Było ciepło.! A tuż obok były małe baseniki, w których woda miała odpowiednio 34, 39 i 42 stopnie! Sauna może się schować…DSC_0100

…wystarczająco wymoczeni poczuliśmy się dopiero po solidnych trzech godzinach.

Kiedy w końcu dotarliśmy na jacht, a wachta kambuzowa wzięła się za przygotowywanie obiadu (nareszcie..!!) Miś ściągnął najnowszą prognozę pogody. A więc jednak, prognoza zapowiadana tydzień temu – nadal jest aktualna. Sztormowy wiatr, przed którym tak dzielnie uciekaliśmy przez całą drogę z Grenlandii, właśnie dotarł do wybrzeży Islandii. W Holmavik wieje ledwie 15 węzłów, w głównym fiordzie już 25, na zewnątrz – pewnie ponad 30. Barlovento da sobie radę z takim wiatrem bez większego problemu, ale… Myśmy nie chcieli płynąć prosto do Akureira! Miała być jeszcze wycieczka do skały w kształcie trolla pijącego wodę (no dobrze, to wersja islandzka – Miś twierdzi ze to po prostu słoń z trąbą)…

Ale przy takim wietrze nie będziemy dla zabawy stawać na kotwicy i spuszczać pontonu na wodę. Trudno, nie zawsze wszystko dzieje się idealnie zgodnie z planem – szczególnie na morzu. Postanowiliśmy być rozsądni i w zamian odpocząć trochę w Holmavik. Do jutra może się trochę przewieje, a my trochę odeśpimy. Może. Na razie emocji dostarcza wachta kambuzowa, która najpierw dłuuugo broniła się przed podaniem kolacji – a teraz, na ochotnika, smażą frytki..!!”