Na północ! Tam musi być jakaś – kopalnia…

Żeglując wzdłuż zachodniego wybrzeża, na północ od zatoki Disko, Maciek zakotwiczył naszą pomarańczową dziewczynę na przeciw porzuconej osady, w której do 1972 roku działała jedyna na Grenlandii kopalnia węgla kamiennego. Qullissat, bo tak nazywa się to miejsce, miało całkiem niesamowitą historię – i powstania, i opuszczenia przez ludzi!
Większość osad na Grenlandii powstawała albo wokół tradycyjnych obozowisk Inuitów, w miejscach gdzie było łatwo polować lub łowić ryby, albo w dobrze osłoniętych zatokach fiordów, gdzie statki duńskich kolonizatorów mogły bezpiecznie schronić się przed wymagającą arktyczną pogodą.
Jednak Qullissat powstało w 1924r od razu jako przemyślany projekt rządu w Kopenhadze – kopalnia i obsługująca ją osada miały być sztandarowym dowodem na to, że na Grenladnii da się stworzyć „nowoczesną kolonię”, której gospodarka będzie oparta nie na pozyskiwaniu skór, tranu czy ryb – ale na przemyśle zapewniającym pracę autochtonicznym mieszkańcom.
Początkowo projekt okazał się sukcesem: Stosunkowo łatwo dostępne pokłady węgla można było skutecznie wydobywać prostymi technikami, Inuici chętnie podejmowali pracę, przybywając do osady całymi rodzinami, a duńskie władze zapewniały nowoczesne – jak na tamte czasy i rejon – domy i infrastrukturę. W efekcie w latach 30tych XXw kopalniane miasteczko było najszybciej rosnącą społecznością na całej Grenlandii.
Gdy wybuchła II wojna światowa i Dania została zajęta przez hitlerowskie Niemcy, Qullissat tylko zyskało na znaczeniu: jedyna kopalnia węgla na Grenlandii podwoiła wydobycie i pozwoliła mieszkańcom wyspy uniezależnić się od dostaw z zewnątrz. I to mimo, że praca odbywała się bez pomocy maszyn, a sztolnie nie miały nawet elektrycznego oświetlenia.
Podczas gdy warunki pracy w kopalni były prymitywne, w osadzie żyło się raczej wygodnie i nowocześnie: w 1943 roku powstało kino, dwa lata później otwarto dobrze wyposażony szpital, który miał służyć społeczności całego regionu. W domach zainstalowano połączone z bojlerami kaloryfery.
Jednak gdy opadła euforia po zakończeniu wojny, perspektywy dla kopalni i osady stały się mniej różowe: Górnicy grozili strajkiem, bo wciąż nie zapewniano im nowoczesnych narzędzi, jednocześnie śrubując planowane wydobycie. Otwierane przez prywatne firmy kopalnie kryolitu proponowały lepsze pensje, co wymusiło podwyżki płac – i sprawiło, że wydobycie węgla stało się deficytowe.
A co chyba najgorsze, zyskujący coraz większą autonomię rząd Grenlandii w strategicznym planie rozwoju wyspy na lata 50te i 60te XXw postanowił, że gospodarka wyspy ma opierać się na rybołówstwie. Wydobycie surowców ma być ograniczane, a kopalnia i osada Qullissat mają zostać zlikwidowane.
Nie bacząc na odgórne decyzje osada kwitła: w 1952 roku liczyła blisko tysiąc mieszkańców i była trzecim co do wielkości miastem Grenlandii. Mistrzostwo Grenlandii w piłce nożnej 1960 zdobyła drużyna Nanok Idraetslag – jedna z kilku, w których grali pracownicy kopalni. W infrastrukturę kopalni wciąż nie inwestowano, więc produkcja balansowała na (lub poniżej) granicy opłacalności, ale mimo to 1966r kopalnia wydobywała już 40 000 ton węgla, a społeczność osady liczyła już ponad 1400 mieszkańców, nie tylko Grenlandczyków i Duńczyków – ale i Szwedów, Norwegów i Szkotów…
Wreszcie w 1968 roku rząd autonomicznej już Grenlandii zorientował się, że plan stopniowego wygaszania osady się nie powiódł – i aby zrealizować uchwaloną blisko 20 lat wcześniej strategię trzeba podjąć drastyczne kroki: Górników zaczęto intensywnie nakłaniać, by przekwalifikowali się na rybaków, mimo że połowy dorsza dramatycznie spadały już od kilku lat. Zakazano remontowania mieszkań i naprawiania infrastruktury – co w ciągu 4 lat nakłoniło do wyprowadzki wszystkich obcokrajowców i około 700 Grenlandczyków.
Wreszcie 4 października 1972 roku ostatecznie zamknięto kopalnię, a pozostałych 500 mieszkańców przymusowo relokowano do innych miejscowości. Jeszcze w tym samym roku opuszczona już osada została sprzedana prywatnemu przedsiębiorcy, który miał ją rozebrać i zlikwidować wszelkie ślady po jej istnieniu.
Na nasze szczęście zatarcie śladów po czasach świetności Qullissat również się nie udało: choć część budynków rozebrano, wciąż wiele znajduje się w całkiem niezłym stanie. Pod szkieletami tuneli osłaniających kiedyś przed arktyczną pogodą wciąż można odnaleźć tory, po których transportowano urobek. W dawnym szpitalu stoją resztki aparatu Roentgena, z którego sprowadzenia w 1946r społeczność była bardzo dumna. Wannę w szpitalnej łaźni starczyłoby w zasadzie umyć…
Prywatne domy, które ocalały są w zaskakująco dobrym stanie – i są zamknięte. Służą za letnie mieszkania dla dzieci i wnuków tych, którzy pięćdziesiąt lat temu zostali stąd wysiedleni. Ich kolorowe ściany w postapokaliptycznym krajobrazie tylko pogłębiają poczucie absurdu historii tej osady.