W zatoce Hambergbukta

zdjęcie 1Załoga Barlovento zakotwiczyła dziś na południowo-wschodnim Spitsbergenie w zatoce Hambergbukta, a kpt. Maciek wysłał dość krótką ale treściwą informację o tym co u nich nowego:

„Skończyliśmy pomiary zasolenia i temperatury wody u czoła lodowca. Stoimy w dryfie. Pływamy kajakami. Lód topi się z trzaskiem. Świeci słońce. Jest pięknie :-)”

Obecnie udają się z powrotem na południe Svalbardu… Przypominamy, że można na bieżąco śledzić ich trasę na stronie https://share.delorme.com/LodoweKrainy

Nam nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na zdjęcia z tego udanego dnia .. ! 🙂

 

Jednostka badawcza Barlovento II

20150714 Twitt 01Podczas wizyty w Polskiej Stacji Polarnej w Hornsundzie, do załogi Barlovento dołączył dr hab. Waldemar Walczowski z Pracowni Oceanografii Obserwacyjnej Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk. Z pokładu naszego jachtu będzie prowadził badania planktonu żyjącego na rożnych głębokościach lodowatego morza otaczającego Spitsbergen. I tak Barlovento stało się jednostką badawczą…

Droga do Hornsundu

zdjęcie 4
Plany wypłynięcia Barlovento z Longyearbyen pokrzyżowała odrobinę pogoda. Unosząca się gęsta mgła nie dawała za wygraną. Trudno jest żeglować w Arktyce, kiedy nie widzi się dziobu własnej łajby! Niestety trzeba było poczekać….

zdjęcie 2

 

Załoga w tym czasie jednak nie próżnowała. Była to chwila na porządne zakupy, bliższe poznanie jachtu a także możliwość zwiedzania okolicy. Kiedy warunki pogodowe nieco się poprawiły, kpt. Maciek Sodkiewicz postanowił, że czas wyruszyć…., przecież w Hornsundzie czekał ostatni załogant!

„Szaro i mgliście. Lądu nie widać 🙁 Za to puffiny krążą wokół jachtu. Cisza i spokój :-)”  – napisał Maciek z drogi… – rzeczywiście wiatr rzędu 5 kt nie pomagał…

 

zdjęcie 5

 

Kiedy dopłynęli do celu, znaleźli chwilę czasu na odpoczynek, na wizytę w Polskiej Stacji Polarnej a także na kąpiel w dość (!) chłodnej wodzie…! 🙂

 


Mamy nadzieję, że ciąg dalszy opowieści już wkrótce!

Lodowe Krainy na Targach Boatex w Poznaniu

boatex_logoMiło nam poinformować, że w sobotę 7 lutego 2015 o godzinie 12:00 na targach Boatex w Poznaniu kpt. Maciek Sodkiewicz będzie opowiadał o naszej tegorocznej wyprawie.!
Maciek pojechał do Poznania ze świeżutką prezentacją złożoną z najciekawszych zdjęć i filmów, jakie udało się nam przygotować w tym roku.

Wszystkich poznaniaków – oraz tym, którym niestraszna dłuższa lub krótsza wycieczka – serdecznie zapraszamy na teren Międzynarodowych Targów Poznańskich, pod główną scenę Targów Boatex!

 

Lodowe Krainy 2014 wyróżnione nagrodą Złota Omega!

09Gala Żeglarska ad. 2014 800x600W piątek 07.11.2014 odbyła się po raz czwarty Wielkopolska Gala Żeglarska organizowana przez Wielkopolski Okręgowy Związek Żeglarski.

W trakcie Gali wręczona zastała nagroda Złotej Omegi za wybitne osiągnięcia w dziedzinie żeglarstwa w 2014 roku. Bardzo miło nam poinformować, że w kategorii  Morski Rejs Roku nagrodę otrzymali kapitanowie i organizatorzy naszej wyprawy – Lodowe Krainy 2014: Maciek Sodkiewicz, Tomek Kulawik, Darek Zuber i Tomek Adamczyk.

12Gala Żeglarska ad. 2014 800x600Śliczną statuetkę odebrał kpt. Tomek Adamczyk dzielnie wspierany przez wielkopolskich uczestników naszej wyprawy 🙂 A że było się czym chwalić, dzielili się swoją radością z innymi żeglarzami licznie zebranymi w poznańskim Domu Żołnierza.

Zapraszamy na Wielkopolską Galę Żeglarską!

20141107 zaproszenie Zlota OmegaWielkopolski Okręgowy Związek Żeglarski zaprasza wszystkich żeglarzy na Wielkopolską Galę Żeglarską, która odbędzie się odbędzie się w Poznaniu, w dniu 7 listopada 2014 o godz. 18.00 w sali Domu Żołnierza (ul.Niezłomnych 1).

W trakcie Gali wręczona zostanie Nagroda Roku ZŁOTA OMEGA 2014. A że w naszej wyprawie brała udział silna grupa Wielkopolan, z kpt. Tomkiem Adamczykiem na czele, również Lodowe Krainy 2014 mają szanse na nagrodę!

Wszystkich serdecznie zapraszamy do kibicowania!

Barlovento II wraca do domu..!

IMG_1682 600x400Wszystko co dobre – kiedyś się kończy. Z wolna kończy się również wyprawa Lodowe Krainy 2014. Nasz dzielny jacht Barlovento II od kilku dni żegluje już wzdłuż polskiego wybrzeża, a w sobotę 25 października 2014, po 134 dniach żeglugi i przebyciu ponad 8852 mil morskich zawinie do Gdyni.

Powitanie jachtu i jego załogi odbędzie się w najbliższą sobotę (tj. 25 października) o godz. 11:00 w gdyńskiej marinie. Połączone zostanie z konferencją prasową w siedzibie Pomorskiego Związku Żeglarskiego. Serdecznie zapraszamy na to nasze małe święto wszystkich przyjaciół i kibiców naszej wyprawy..!

Pierwszy śnieg

OLYMPUS DIGITAL CAMERA29 sierpnia

„Dzień ćwiczenia cierpliwości. Na jachcie zimno strasznie. Nie możemy jednak za bardzo grzać w mesie, bo co chwila ktoś wychodzi pilnować kotwicy. Gwałtowne przejście z ciepła w paskudne zimno natychmiast skończyłoby się przeziębieniem. Chłopaki stwierdzają, że już chyba wolą, żeby wszędzie było zimno.

Stoimy dalej w zatoce przy Virgohamna. Dla pewności rzuciliśmy ponad osiemdziesiąt metrów łańcucha. Jacht stoi pewnie, ale podmuchy dochodzące do 40 węzłów mocno targają łańcuchem. Na zewnątrz prószy pierwszy śnieg. Płatki są drobniutkie, ale udaje się ulepić miniaturowego bałwanka – w sierpniu..!

Gdy wiatr słabnie na moment, podejmujemy próbę desantu na ląd. Fala  wchodząca do zatoki zapewnia nam niezłą zabawę. Co któraś rozbija się o dziób pontonu, dosłownie nakrywając nas fontanną lodowatej wody. Co prawda mamy suche kombinezony, ale słona woda wciska się wszędzie, gdzie się da. Nawet gogle narciarskie nie pomagają, sól piecze w oczy,  ledwie widać, jak sterować.
Wyjrzenie za cypel rozwiało nadzieje, że dziś wypłyniemy. Silnik Balovento nie popchnie jachtu pod taką falę. Pozostaje nam czekać. Suszymy się i zawijamy w śpiworach. Jest naprawdę zimno. Ten wiatr musi się kiedyś skończyć.”

Kapryśny wiatr w Virgohamna

DSC_1313 640px28 sierpnia

„To nie był dobry dzień. Rano nie poznaliśmy Magdalensfiordu. Całą dolinę szczelnie wypełniały nisko wiszące chmury. Od czasu do czasu padał deszcz. Gdzie się podział wczorajszy sielski klimat?? Barometr spadał w zawrotnym tempie. Trzeba było jak najszybciej wypłynąć, nim pogoda popsuje się na dobre.
Popłynęliśmy do Virgohamna. W planie mieliśmy zwiedzanie pozostałości bazy, w której w swój tragiczny lot w stronę bieguna północnego w 1897 roku wyruszył Andree. Chcieliśmy też zdesantować się pontonem na drugą stronę cieśniny, tam gdzie znajdują się pozostałości Smeerenburga. Na początku XVII wieku zbudowano tu największą osadę wielorybniczą. W okresie swojego rozkwitu w Smeerenburgu mieszkało ponad 1200 osób – był kościół, piekarnie oraz wszystko co niezbędne do obsługi prawie stu statków wielorybniczych, polujących na północ od Spitsbergenu. Do dziś ocalały tylko fundamenty kilku budynków i.. kości wielorybów.
Niestety pogoda miała dla nas inne plany. Barometr opadł już o ponad dwadzieścia kresek i to w ciągu niespełna dwunastu godzin. Będzie wiało. I to mocno. Już gdy wpływaliśmy do zatoki, wiatr mocno gwizdał w takielunku – i dopiero się rozkręcał. Znaleźliśmy w miarę osłonięty kawałek zatoki z głębokością idealną do kotwiczenia, czyli ciut ponad 6 metrów. Dla pewności rzuciliśmy 50 metrów łańcucha – w połączeniu z masywną, sześćdziesięciokilową kotwicą powinny zapewnić nam bezpieczny postój.
Po obiedzie gwizdnęło na dobre. Wiatr ślizgał się po kamienistych zboczach wyspy i co chwila atakował z innej strony. Raz dmuchał wprost z południowego zbocza, po chwili robi sobie rynnę z doliny i, szarpiąc jachtem, dął ze wschodu. Ale najniebezpieczniejsze były zachodnie podmuchy, bo spychały nam rufę na ostre zęby skalistej wysepki. Jacht tańczył na kotwicy, a kolejni wachtowi dzielnie trwali na posterunku na dziobie, pilnując czy kotwica trzyma. Zmieniali się co godzina, bo w zimnym wietrze trudno byłoby wytrzymać choć pięć minut dłużej. A pilnować trzeba było, bo tylko to dawało szanse na odpalenie sinika i uniknięcie wyrzucenia na brzeg.
I to właśnie uratowało nam życie. Siedzieliśmy w mesie i graliśmy w karty, na zewnątrz wiatr wył coraz głośniej. Co jakiś czas przychodził mocniejszy szkwał i czuliśmy, jak jacht szarpie się na łańcuchu kotwicznym. Zazwyczaj podmuch trwał tylko kilka sekund, a potem trochę odpuszczał. Ale za którymś razem przyszedł szkwał, który trwał, i trwał.. aż w pewnym momencie przebiło się przez to wycie wołanie Mariusza. Biegiem ruszyłem przez kambuz. Wystarczył rzut oka na komputer i było jasne, że wleczemy kotwice – i dryfujemy na skały.
Silnik odpalił od razu, bez żadnego kapryszenia. Wrzuciłem bieg do przodu i.. nic się nie wydarzyło. No tak, olej w przekładni musi się najpierw zagrzać… Tu, w wodzie o temperaturze zera stopni zajmuje to dłuższą chwilę. Na dziobie chłopaki powoli, ręcznie wybierają łańcuch kotwiczny. Jacht powoli odsuwa się od skał. Czyżby kotwica znów złapała..? Kolejny szkwał zdmuchnął ten optymizm. Skały za rufą po prostu rosły w oczach.
I w tym momencie dało się słyszeć miarowe skrzypienie przekładni. Jacht powoli, jakby otrząsając się z lodowatego snu ruszył do przodu. Metr po metrze. Niewiele brakowało.
Kotwica wyszła z wody z olbrzymim pękiem wodorostów. A my ruszyliśmy szukać nowego kotwicowiska bardziej osłoniętego od wiatru – który zmów zmienił kierunek na zachodni.”