„W czwartek w południe pierwsza góra lodowa przypomniała nam, że zbliżamy się do Arktyki. Wieczorem nie mieliśmy już żadnych wątpliwości, że JESTEŚMY w Arktyce. Koło 19:00 z lekko zamglonego horyzontu wyłoniły się pierwsze growlery i zmusiły sternika do zmniejszenia prędkości. Koło 19:30 na granicy widzialności pojawił się dziwny biały pas. O 20:10 nie było wątpliwości – jesteśmy na granicy dryfującego pola lodowego, które – jak na złość – zagradza nam drogę do Ammassalik – jedynej większej osady na Grenlandii wschodniej. O 20:30, kiedy wiedzieliśmy już, że pole lodowe ciągnie się na dobrych kilka mil zarówno na północ jak i na południe, a za nim, gdzieś tam na horyzoncie majaczą szczyty grenlandzkich gór – zeszła mgła. Szara, wilgotna, paskudna – i co najgorsze, ograniczająca widoczność ledwie do kilku kabli… Wschodnia Grenlandia już przy pierwszym spotkaniu w pełni potwierdziła, że nie jest gościnną krainą.
Wieczór i noc zeszły nam na przemierzaniu granicy pola lodowego i wypatrywaniu jakiegoś przejścia w dryfującym lodzie. Prognozy lodowe z czwartku stanowczo twierdziły, że lodu na tym obszarze być nie powinno – ale ciasno dryfujące kry nic sobie z tego nie robiły. Z tego natłoku gdzieniegdzie wystawały wielkie góry lodowe – kształtem i wielkością przypominające raczej wielopiętrowe domy niż kawałki lodu.
Na szczęście z czasem widoczność poprawiła się a wiatr nie przekraczał 15 węzłów. Na płaskiej wodzie lód wygląda przepięknie i majestatycznie – i kusi, żeby podpłynąć jak najbliżej… Strach pomyśleć jak takie zwały lodu będą się zachowywać przy zafalowanym morzu! Na szczęście północno-wschodni wiatr wyraźnie spychał pole na południe, dając nadzieję, że otworzy się dla nas droga do portu.
W tym wszystkim prawie nie zauważyliśmy, że zrobiło się naprawdę chłodno: na pokładzie temperatura spadła wczoraj do 2 stopni C, pod pokładem jest trochę cieplej – ale na szczęście nie mamy drugiego termometru, więc nic nie uświadamia nam, jak niewielka jest to różnica 🙂
Z samego rana zadzwoniliśmy do Ammassalik, pytając którędy w zasadzie da się do nich dopłynąć? Ale o 08:00 rano miejscowego czasu uzyskaliśmy tylko odpowiedź, że… nikt jeszcze dziś nie sprawdził..! Cóż, umówiliśmy się na południe na kolejny telefon – wtedy okaże się co dalej.
Na szczęście na razie humory wszystkim dopisują i nawet wachta z tyczkami lodowymi na dziobie wydaje się całkiem atrakcyjna – choć nieco chłodna 🙂
Pozdrowionka od całej załogi!”
My również serdecznie Was pozdrawiamy i z niecierpliwością czekamy na kolejne informacje…