East meets West

W czwartek pod wieczór wróciło do nas słońce.

Gdy śnieg przestał padać poziomo i poprawiła się widzialność, na horyzoncie pojawiły się jachty płynące z naprzeciwka. Pierwsza grupa jachtów płynących z Grenlandii spotkała się na wodzie z jachtami, które wyruszyły przez North-West Passage z Alaski. Milcząca zazwyczaj UKF-ka ożyła i przez kilka chwil rozbrzmiewała pytaniami o sytuację lodową w tym lub innym miejscu – przeplatanymi życzeniami spokojnej żeglugi.

Było w tym krótkim spotkaniu mnóstwo radości i autentycznego szczęścia. Niebywałe, że w wielkiej arktycznej pustyni spotkało się nagle aż siedem jachtów! Dwa udało się nawet sfotografować z pokładu Inatiz.

Najtrafniej spuentował to Tim z żeglujący na jachcie Lumina:
– I hear Canadian Coastgard are proposing traffic separation zone in Victoria Strait for 2025 NWP season 😉

Spotkaliśmy się w miejscu, które zazwyczaj rozmarza jako jedno z ostatnich. W tym, które uwięziło statki Franklina na dobre.

Samotne groby z Beechey Island

To właśnie przy Beechey Island w 1845 roku, po okrążeniu Cornwallis Island, sir John Franklin zdecydował się spędzić pierwszą zimę. Wyspa wraz osuchową groblą stanowiła doskonałą osłonę a płytka zatoka umożliwiła statkom bezpieczne wmarznięcie w lód. im że wszystko wszystko przebiegało zgodnie z planem, życie na skutych lodem statkach nie było sielanką. Trzech spośród 129 członków załóg Erebusa i Terroru nie dotrwało do wiosny. Byli pierwszymi ofiarami tej tragicznej nieudanej ekspedycji w poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego. Ich nagrobki do dziś trwają samotnie na pustej, spowitej arktyczną mgłą plaży.

W 1981 roku grupa amerykańskich naukowców dokonała ekshumacji oraz badań zwłok marynarzy pochowanych na Beechy Island. Odkryto, że zmarli oni najprawdopodobniej na zapalenie płuc lub gruźlicę. Jednak w ich kościach zauważono także podwyższone stężenie ołowiu. Tylko skąd się wzięło zatrucie ołowiem? Do tego wątku powrócimy w kolejnym wpisie.

Przez wiele lat po zaginięciu statków Franklina wierzono, że ta najlepiej przygotowana i wyposażona ekspedycja tamtych czasów, ma jeszcze szanse powrócić. Dlatego w latach 1852-1853, czyli aż siedem lat po zimowaniu w Erebus and Terror Bay wzniesiono na Beechey Island skład ratunkowy zwany Northumberland House. Zbudowała go załoga HMS North Star, jednego z pięciu statków biorących udział w ostatniej wyprawie poszukiwawczej wysłanej śladami Franklina.

Northumberland House zbudowano z masztów i drewna odzyskanego z rozbitego statku wielorybniczego. Wzniesiono go na wypadek, gdyby zaginieni członkowie ekspedycji Franklina powrócili na znaną już im wyspę . W budynku pozostawiono pokaźny zapas puszek i beczek z żywnością, a także piecyk oraz zapas opału. Resztki budynku, jak i zapasów do dziś znajdują się na wysuniętym cyplu Beechey Island.

Miejsce, gdzie zimował Franklin

12 sierpnia okazał się bardzo symbolicznym i pełnym emocji dniem dla naszej wyprawy:
Przez ostatnią dobę nasza Inatiz wytrwale żeglowała na zachód, najpierw gnana sztormowym wiatrem, potem przedzierając się przez mgły tak gęste, że wariowała elektronika. Zeszliśmy trochę z uczęszczanego szlaku (jeśli w tej okolicy w ogóle można użyc takiego określenia), po to by dotrzeć na Beechy Island.
W końcu stanęliśmy w „Erebus i Terror Bay”. To tu zimowały statki ekspedycji Franklina w 1845 roku. I wtedy mgła podniosła się nieco i zobaczyliśmy plażę na Beechy Island – a na niej jedyne znane groby czterech uczestników ekspedycji Franklina. Trudno nie poczuć emocji – wobec namacalnych śladów tragedii, która u brzegów tej wyspy miała swój pierwszy akt.

Szukając informacji o warunkach kotwiczenia w zatoce nazwanej na cześć statków prowadzonych przez Franklina i Croziera ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że prawdopodobnie Inatiz jest pierwszym jachtem pod Polską banderą, który dotarł w to miejsce.
Jednocześnie zanotowaliśmy kilka znaczących momentów: Log wyprawy przekroczył 1000 mil od wypłynięcia z Grenlandii. Dotarliśmy do najwyżej na północ leżącego miejsca naszej wyprawy 74 43N – dalej na północ nie planujemy już płynąć. I tak się składa, że był to ostatni dla nas w tym roku dzień polarny – dziś słońce już schowa się za horyzont.

Nie mieliśmy przesadnie wiele czasu ani na świętowanie, ani na zadumę nad losem wyprawy Franklina. Prognoza zapowiada sztorm, więc trzeba było szybko znaleźć zaciszne kotwicowisko, żeby spokojnie, przy kominku i parującej kawie przeczekać załamanie pogody.